środa, 5 maja 2010

V dzien

Dzisiaj caly ranek i wczesne popoludnie spedzilismy w oceanarium - bardzo duze i ladne, podobal mi sie bardzo pokaz delfinow, kawalek mozna zobaczyc na filmie. Skonczylismy po 14:00 i poszlismy do parku gdzie znowu zaczelismy gadac. Tym razem byla to trudniejsza rozmowa - gadalismy o religii. Cale szczescie ze mielismy tlumacza - Sare, ktora 6 lat mieszkala w hiszpanii. Pomagala nam tlumaczyc z polskiego na hiszpanski i na odwrot. Wiecej napisze jutro i jutro wrzuce zdjecia i filmy.

wtorek, 4 maja 2010

IV dzien

Dzisiaj jednak nie bylismy w oceanarium - idziemy tam jutro. Zwiedzalismy Valencje - jakas katedra, owalny placyk, gdzie mozna bylo kupowac pamiatki i wieza przy kosciele. Zwiedzanie skonczylo sie okolo 14:00. Pozniej poszlismy do parku pogadac, zjesc i troche zintegrowac sie (patrz film) - nauczyciele odlaczyli sie od nas po zakonczeniu zwiedzania. Niestety, nie moge sie za bvardzo dogadac z moim partnerem - bardzo kiepsko mowi po angielsku, natomiast bardzo dobrze rozmawialo mi sie z Giermo (nie wiem czy dobrze napisalem, ale tak sie mniej wiecej wymawia :P). Rozmawialem z nim praktycznie caly dzisiejszy dzien. Gadalismy o wszystkim co nam wpadlo do glowy. Okazalo sie, ze jest to pozatym bardzo mily, madry i rozgarniety chlopak - wszytko potrafil zalatwic (np. jak jakims cudem porozdzielalismy sie na kilka grup, on dzwonil do wszystkich i ustalal miesce spotkania) i widac ze bardzo sie nami przejmuje i opiekuje (jest na zdjeciach i na filmie). W tzw. miedzycasie okazalo sie, ze jednej z naszych kolezanek (Klaudia) strasznie rozbolaly plecy (tak bardzo, ze plakala). Podobno wziela jakies leki ale one nie pomogly. Kupilsmy w aptece jakas masc rozgrzewajaca i zadzwonilismy do nauczycieli. Poxniej zadzwonilismy do mamy Carlosa (partnera Klaudi) i ona zabrala ja do domu/szpitala (w koncu nie wiem gdzie). Do domu wrocilismy o 20:00. Podsumowujac, bardzo duzo dzisaj rozmawialem, bylo fajnie poza tym smutnym akcentem pod koniec. Nizej film i zdjecia.


Wyjscie ze stacji pociagu w polnocnej Valencji.


Fontanna...


Zwiedzamy...


A oto najwezszy budynek na swiecie (widzicie? Ten czerwony!)...


Policjanci z koniami...



Widok z wiezy koscielnej...







Giermo pokazuje nam gdzie co jest.



Kolejna fontanna...


poniedziałek, 3 maja 2010

III dzien

Dzisiaj wiekszosc czasu spedzilismy w szkole. Wstalismy o 8:00, a lekcje zaczynaja sie dopiero o 9:30 (super). No poczatku mielsmy bardzo mile powitanie w postaci roznych malych darow recznie robionych. Bardzo mile bylo powitanie dyrektora szkoly, ktory staral sie mowic po polsku (mowil mniej wiecej tak jak papiez) i wspomnial o katastrofie pod Smolenskiem. Poxniej mielismy kilka lekcji: chemie, na ktorej robilismy plakat o Marii Sklodowskiej Curie (bylismy podzieleni na dwie grupy - druga w tym czasie miala sztuke), angielski, na ktorym zgadywalismy wyrazenia po valencyjsku, a oni po polsku. Poxniej byl lunch i informatyka, na ktorej wiele nie zrobilismy bo komputery za bardzo nie dzialaly, a poza tym nie bylo internetu (druga czesc miala matme - chcialbym tam byc, robili funkcje kwadratowe :P). Lekcje skonczyly sie po czwartej. Bylismy chwilke w domu po czym pojechalismy na kregle z wieksza czescia osob z wymiany. Bylo bardzo fajnie i wrocilismy kolo 22:00. To chyba tyle na dzisiaj, zdjec zadnych nie zrobilem, bo nie bylo kiedy...

niedziela, 2 maja 2010

II dzien

Dzisiaj, zgodnie z planem, byl dzien u rodzin. Wstalismy o 9:30, zjedlismy sniadanie (podobne jak wczoraj) i pojechalismy do ich letniego domku, gdzie wiekszosc czasu spedzilismy na graniu na Xboxsie w Fife 10. W tym czasie mama Alexa ugotowala tradycyjne Valencyjskie (znaczy miejscowe) danie na obiad (juz nie pamietam jak sie nazywa), bardzo dobre i pokropione swieza cytrynka z ogrodka. Potem jeszcze zerwane pomarancze i jakis cytrus ktorego nie znam... Poxniej jeszcze pogralismy i wrocilismy do domu okolo 18:45. Teraz to pisze, a jutro do szkoly jedziemy wiec trzeba troszke wczesniej pojsc spac. Zdjec dzisiaj nie mam bo nie bylo co robic.

sobota, 1 maja 2010

I dzien

Wstalismy o 8:00. Na sniadanko byly platki z mlekiem (nesquiki) i rogaliki. Bardzo dobre :). Poxniej zalozylem ten blog, przegralem zdjecia z wczoraj i napisalem pierwszy post. Chwilke po 9:00 pojechalismy do miejsca spotkania calej grupy (przy jakims rondzie, 10 min drogi z domu). Tam sie spotkalismy, pogadalismy o pierwszych wrazeniach itd. Podjechal autokar i pojechalismy nad morze. Wysadzili nas przy porcie, gdzie mielismy 20 min wolnego czasu, a poxniej podplyna katamaran, na ktory weszlismy i sobie poplynelismy z 40 min. Wysiedlismy w jakims innym porcie niedaleko plazy. Poszlismy na plaze, gdzie spedzilismy ponad 2,5h. Reszte napisze troche poxniej bo niedlugo ide na kolacje do Valencii :). Wrocilismy do domu i tam napisalem pierwsza czesc tego postu :P. Pozniej pojechalismy do Valencji na kolacje w jakims fastfoodzie. Pochodzilismy sobie po tym miescie ladnych pare godzin. Pod koniec poszlismy na flamenco ale dlugo tam nie bylismy bo trzeba bylo sie zbierac (godzina 1 w nocy). Co ciekawe chodzilismy sami tylko z hiszpanami. Nizej zdjecia:
Czekamy na katamaran...


Na katamaranie...


W drodze na plaze


Kaktusy...


morze... (ale poxniej duzo soli zostaje na tobie...)


Znalexlismy calkiem fajna skalke - bylo cicho i spokojnie, zdala od tych rozwrzeszczanych hiszpanow. Przesiedzielismy tam ponad 1,5h


Palmy...





A to takie zdjecie dla kontrastu co sie zaczelo dziac w okolicach 16:00.

piątek, 30 kwietnia 2010

Podroz

Wylecielismy z Warszawy okolo 15. Lecielismy ponad 3,5h do Mardrytu

W Madrycie poczekalismy troszke ponad 1h i polecielismy do Valenci.


Ladowane w Madrycie


I czekamy na samolot do Valencii.